Fascynacja Orientem
LORRA
Wróciłem z miłego spaceru… W Karbali nie tylko wąskie uliczki suku, gaje palmowe i meczety zaprzątały moje myśli. W sąsiednim budynku zauważyłem dwie śliczne dziewczyny o ładnych buziach i dużych ciemnych oczach. Dziewczętom w abajach również przypadli do gustu niebieskoocy wysocy blondyni z dalekiej Północy. Choć bliższe kontakty były bardzo utrudnione, jednak możliwe, a obustronna ciekawość romansu z egzotyczną osobą pozwalała pokonywać różne przeszkody. Już w pierwszych dniach pobytu w Iraku poznałem śliczną Narcyz, która pod nieobecność ojca, a za przyzwoleniem matki wymykała się z domu by trochę pogawędzić. Gdy wyjechała do Bagdadu poznałem Marię
ok. 20 letnią córkę dyrektora Szkoły Średniej w Karbali. Mieszkała w willi naprzeciw mojej rezydencji. Każdego wieczoru wychodziła na taras swego domu by zapytać jak minął mój dzień. Lubiła też opowieści o mych podróżach, a najbardziej interesowało ja jak żyją
ludzie w Polsce? Pewnego wieczoru pod nieobecność Marii na taras wyszła jej młodsza siostra Lorra. Ta znajomość trwała najdłużej. Jeszcze kilka miesięcy po wyjeździe do Polski wysyłała mi listy i swe zdjęcia.
W BABILONIE
Już w trzy tygodnie od przyjazdu do Iraku postanowiłem odwiedzić jedno z najznakomitszych miast; „Rzym starożytności” - Babilon!
Droga z Karbali w stronę Al. Hilli prowadziła wzdłuż gajów palmowych i pól uprawnych pooranych kanałami irygacyjnymi. To słynne „Rzeki Babilonu”. Gdy zobaczyłem napisy: Istar Gate, Hanging Gardens, Marduk Temple… nagle zaczęła działać wyobraźnia... To tu znajdował się słynny „Pałac rozkoszy” gdzie odbywała się znana z biblii uczta królewska, w trakcie, której otwarto bramy miasta Persom i Babilon został zdobyty! To na tarasach tego pałacu rosły ogrody przypisywane legendarnej księżniczce asyryjskiej Semiramidzie. Zachwyceni Grecy, zaliczyli je do „cudów świata starożytnego”. Zdumienie budziła także Brama Isztar, Swiątynia Marduka i Entemenaki - Biblijna Wieża Babel. Ten symbol pychy i dumy ludzkiej miał być tak wspaniały i wysoki, że z niej bez pomocy Bożej człowiek mógłby dostać się do nieba. Kiedy po obejściu kompleksu wież, pałaców i świątyń dotarłem do istniejącego fragmentu „Drogi Procesyjnej” zauważyłem fragment z naczynia,
a chwilę później kawałek cegły z pismem klinowym. Zachęceni tym odkryciem i inni koledzy zaczęli szukać podobnych okazów. Jednemu z nich nawet udało się znaleźć jeszcze ładniejszy obiekt. Szukając coraz to ciekawszych okazów, zostałem zauważony przez młodego mężczyznę, który twierdząc, że jest „policeman” włożył dłoń do mojej torby i wyciągnął z niej wszystko co udało mi się zgromadzić. Usiadłem na kamieniu i miałem ochotę zapłakać chowając twarz w swych dłoniach. Widocznie zrobiło to duże wrażenie na młodym człowieku, gdyż po chwili nic nie mówiąc położył na ziemi w moim sąsiedztwie owe skorupy i oddalił się…
ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA W BIBLIJNYM RAJU
Gdy pakowaliśmy swe bagaże w Nuhaidin mieliśmy jeszcze w pamięci niedawne przyjęcie u szejka Muhammed ibn Nauaf z okazji wielkich świąt muzułmańskich Idll Aha (12-15 XII) związanych ze spotkaniem po 40 latach rozłąki biblijnych rodziców Adama i Ewy.
Do Bagdadu niemal w komplecie przybyliśmy czterema służbowymi Toyotami i zatrzymaliśmy się w budynkach „Polservisu”. 24 grudnia wyjechaliśmy w kierunku Basry. Dla mieszkańców Bagdadu i innych mijanych na trasie miejscowości zbliżające się dni
świąt chrześcijańskich były normalnymi dniami roboczymi (choć Chrystusa czczą jako wielkiego proroka), nigdzie więc nie wyczuwało się świątecznego nastroju. Niczym też nie wyróżniało się niewielkie irackie miasto nad Tygrysem Al. Kut, gdzie dotarliśmy wieczorem i zdecydowali, że tu spędzimy wigilijny wieczór. Pierwszy spotkany hotelik nosił wielce obiecującą nazwę: „Paradise”, więc nie szukaliśmy już nic więcej.
Recepcjonista, starszy mężczyzna poprosił o paszporty. Daliśmy mu również nasze irackie legitymacje służbowe. Bolanda, muhandys zapytał tajemniczo i uśmiechając się czy jesteśmy zmęczeni i czy chcemy zjeść kolację, po czym dodał "przyjdźcie za godzinę". Dobrze wiedział co to za dzień dla katolików, a szczególnie Polaków!!! Gdy już wykąpani i trochę wypoczęci zjawiliśmy się w maleńkiej restauracji ku naszemu zdumieniu
zauważyliśmy zsunięte kilka stolików starannie nakryte czystymi obrusami. Gdy zajęliśmy miejsca przy stole kelnerzy zaczęli przynosić wszystko to co w kuchni arabskiej jest najlepsze: zupę (słodkawy sos z ryżem), placki (hubusy), kurczak (dżydżacz) z ryżem, kebab, przyprawy, jarzyny, daktyle, pomarańcze, grapefruity. Zapalono świece…
I nagle zrobiło się smutno, nikt nie mógł wydobyć z siebie choćby jednego słowa! Umilkli przy sąsiednich stołach Arabowie i skierowali swe spojrzenia w naszą stronę. Atmosfera stała się jeszcze bardziej posępna gdy ktoś wyciągnął opłatki w tajemnicy przywiezione z Polski i zaczął je rozdawać nie tylko katolikom, ale i muzułmańskim gościom. Jednak nawet „łamanie się” opłatkiem, spożywanie posiłku wigilijnego i wspólne śpiewanie kolęd nie zmieniło nastroju zadumy i tęsknoty za domem i Polską. Dla całej grupy były to pierwsze Święta Bożego Narodzenia poza Ojczyzną. Następnego dnia szczęśliwie dojechaliśmy do Safian. Tu zostawiliśmy samochody i pieszo przeszli ok. 4 km. do granicy z Kuwaitem,
skąd wynajętymi taksówkami przybyliśmy do stolicy kraju. Bogactwo i przepych ówczesnego Kuwaitu zrobiło na nas ogromne wrażenie; szczególnie te tysiące świetnych zegarków, znakomity sprzęt radiowy, video oraz tony złota w sklepach jubilerskich. Szokujące też były domy kuwaickich milionerów, prawdziwe cytadele, obok których nierzadko były rozbite namioty - symbol tęsknoty niedawnych koczowników za pustynią.
Cały dzień i noc 25/26 XII z ciekawości, ale i ze względów oszczędnościowych spędziliśmy pod gołym niebem (policzyliśmy, że nocleg w średniej klasy hotelu kosztował wówczas tyle co miesięczne utrzymanie w Polsce), a do Basry na nocleg wróciliśmy w godzinach wieczornych.
Następnego dnia jadąc cały czas wzdłuż Szatt al.Arab dotarliśmy do miejsca gdzie Tygrys łączy się z Eufratem do Qurnah. Tu za murkiem jest pień drzewa; ściętego ponoć przez Anglików w 1932r. Znamienny napis w języku arabskim i angielskim wszystko wyjaśnia:
„Na tym miejscu, gdzie Tygrys spotyka się z Eufratem, rosło to święte drzewo naszego ojca Adama, symbolizujące ogrody rajskie na ziemi. Modlił się tutaj Abraham 2 tys. lat przed Chrystusem”. Pozostałością po „Ogrodach Edenu” są rozległe bagna, jakby przekleństwo „grzechu pierworodnego”. Poruszanie się tutaj jest bardzo utrudnione; z Qurnah do Nasiriji prowadzi ok. 80 km. droga na grobli wśród bagien i szuwarów. Tym razem w porze deszczowej przejazd był bardzo niebezpieczny, ze względu na śliską, przetłuszczoną nawierzchnię. Tylko cyrkowej zręczności naszego kierowcy i dużej dozie szczęścia zawdzięczaliśmy, że nie spotkał nas taki los jak kilkunastu samochodów i nie znaleźliśmy się w bagnie…
Wyczerpani fizycznie i psychicznie nad ranem dotarliśmy do Nasiriji, a stamtąd do "Ur" - Kraju Patriarchów.
„Gdy królestwo zostało spuszczone z niebios, królestwo było w Eridu” jak głosi starosumeryjska „Księga królów”. Wg. tego źródła "Ur" to trzecie najstarsze miasto świata. Choć były to tereny pod administracją wojskową to i tym razem udało się wejść na słynny ziggurat - piramidę schodkową sprzed 4 tys. lat, a także oglądać ruiny domu Abrahama, oraz niezwykłe odkrycia z lat „30” ubiegłego wieku - groby królewskie świadectwa potopu biblijnego.
Indie, Chiny i Daleki Wschód
Jeszcze pod koniec XX wieku wyprawa do Indii czy Chin była prawdziwą nobilitacją wędrowcy. Wydaje się, że Indie to najciekawszy kraj świata. Dziesięciokrotnie większy niż Polska, a więc równy Europie. To jakby kontynent, są tu wszystkie religie świata, około 600 języków i narzeczy, wszystkie rasy, klimaty, niesłychana różnorodność świata roślinnego i zwierzęcego. Kraj nad Gangesem, największa demokracja świata, ale i największych kontrastów. Indie to kraj świętych krów, świętych małp, świętych ludzi. Niełatwo go poznać. W trakcie siedmiu pobytów (około pół roku) przejechałem niemal cały ten niezwykły „kontynent”. Za każdym razem był to inny obraz. Nie mogę więc powiedzieć, że go poznałem. Jestem jednak pewny, że XXI wiek będzie należał do Indii. Mylił się więc Jawaharlal Nehru, twierdząc że to największe „muzeum średniowiecza” na świecie.
W sąsiednich Chinach spędziłem tylko miesiąc i to pod koniec XX wieku. Od tego momentu „Kraj Środka” bardzo się zmienił. Słynny Chiński Mur, Armia terakotowa w Xian, ostańce w Guilin, czy kolej tybetańska - najwyżej położona na świecie to nie jedyne atrakcje tego kraju. Dziś fascynują turystę fantastyczne osiągnięcia inżynierskie i nieprawdopodobny rozwój nie tylko przemysłowy.
Sąsiednie Indochiny po części buddyjskie i muzułmańskie także należą do regionów szybko rozwijających się. Jedyny kraj w tej części świata, który ocalił mimo wielu burz dziejowych swoją niepodległość – Tajlandia jest najbogatszy, kraj wspaniałych świątyń buddyjskich i pałaców. Przyrodniczo najpiękniejszy jest Laos, z imponującymi przełomami Mekongu i pozbawionymi osad ludzkich górami, a w Kambodży znajduje się największa świątynia świata – Angkor Wat. W jej pobliżu na obszarze około 100 km2 blisko 1000 lat temu wzniesiono ponad 100 świątyń buddyjskich i hinduistycznych. Imponująca architektura czy trwający siedem wieków „pochód dżungli” (drzewa – figowce, które porastają ruiny świątyń) jest bardziej niezwykły? Oto migawki z wędrówek po południowej Azji i Dalekim Wschodzie:
Turcja
Największe jednak wrażenie już od pierwszej wizyty zrobił na mnie „Kraj nad Bosforem”.
Bezpośrednie sąsiedztwo Polski i Turcji, częste kontakty osobiste, moda na sztukę wschodu, zwycięskie wojny, liczne pamiątki w naszych muzeach, literatura (Sienkiewicz) itd. to wszystko przyczyniło się do szczególnego zainteresowania historią i kulturą państwa Osmanów.
Turcja jest jednym z najciekawszych krajów świata. Ma bardzo dobry śródziemnomorski klimat, niezliczoną ilość zabytków kultury: mezopotamskiej, hetyckiej, greckiej, helleńskiej, rzymskiej, bizantyjskiej, seldżuckiej i osmańskiej. Po Ziemi Świętej posiada najwięcej pamiątek z początków chrześcijaństwa.
Turcja jest krajem tanim, są tu świetne plaże nad M. Egejskim i Śródziemnym. Turcy są narodem niesłychanie gościnnym, a szczególną sympatią cieszą się tu Polacy. Czyż istnienie od 1842 roku polskiej wioski koło Istambułu nie jest tego świadectwem?
Czyż wymaga dodatkowego uzasadnienia, dlaczego po każdej wielkiej wyprawie bez trudu zbierałem grono pasjonatów i ruszałem nad Bosfor?
Spotkanie z Turcją to wielka przygoda!!!